poniedziałek, 26 stycznia 2015

Poza Światem 01 + info

Napiszę tylko, że nad tym opowiadaniem, całkiem krótkim zresztą, pracowałem dość długo i mam spore ambicje rozpracowania większej fabuły, może conieco pokomplikuję i chciałbym pobawić się pomysłem (bo właśnie pomysł/y mam!). Dlatego ten wpis pojawia się prawie miesiąc po napisaniu, że wracam.
Prace wciąż trwają i są już na porządnym etapie :)
I zapraszam do mojego powrotu już do kwestii fabularnej!

Poza Światem 01

   Trevor ocknął się.
   Victoria jeszcze spała w ich szałasie. Świtało. Zbudowanie go nie było trudne ze względu dość lesiste pokrycie wyspy. W zasadzie wszystkie potrzebne materiały znaleźli od razu na plaży. Fakt faktem, nie od razu wiedzieli, że będą ich potrzebować, ale szybko zdali sobie z tego sprawę. To on wpadł na pomysł wykorzystania resztek wraku. Widział częściej proste rozwiązania, podczas gdy Victoria gmatwała się w swoich teoriach. Bez problemu znaleźli potrzebne elementy. Plaża była dość duża, więc surowców nie brakowało. Trzeba też zauważyć, że, upierając się, można by plażą obejść całą wyspę. Nie było sensu jednak się w to bawić. Szczególnie samotnie. Trevor był typem samotnika i milczka, ale jedno wiedział, to nie były okoliczności sprzyjające samotnym wędrówkom. A piasek był na tyle nagrzany, że gdyby nie ocalone, jakimś cudem, klapki nie byłoby mowy o podróżowaniu. Chociaż, podróżowaniem ciężko byłoby to nazwać. Wyspa nie wydawała się zresztą duża. Słońce w końcu zawitało na dziewiczym niebie.
   Minęła już prawie doba od katastrofy statku.
   Victoria otwarła oczy i energicznie wstała. Zobaczyła stojącego na skraju plaży i oceanu blondyna, patrzącego przed siebie. Stał plecami do niej, ale wiedziała, że jest zamyślony. Zresztą, jak zawsze. Znali się już prawie rok i potrafiła przewidzieć jego każdą myśl, ale ni mogła sobie poradzić z zachowaniami. Był dla niej zupełnie nieprzewidywalny. I niekoniecznie z dobrym tych słów znaczeniu.
   - Widzisz tam coś?! - krzyknęła do niego z szałasu.
   Odwrócił się i posłał jej ironiczne spojrzenie. Równie dobrze mógłby wzruszyć ramionami, wrócić do namiotu, albo zupełnie ją zignorować, nigdy nie widziała co nastąpi.
   - No co - poirytowała się dziewczyna idąc w jego kierunku. - Myślałam, że w twoim patrzeniu jest jakiś cel. Inny niż samo patrzenie się.
   Teraz przynajmniej wzruszył ramionami.
   Słońce było piękne, ale ten fakt był średnio pocieszający biorąc pod uwagę fakt, że było ono równie daleko jak cywilizacja. No, może nie aż tak, ale wrażenie pozostawało zbliżone. Victoria zdecydowania miała tendencję do przekoloryzowania faktów, ale jako rządna sensacji dziennikarka nie narzekała na tą tendencję. Sama wyspa, po krótkich oględzinach, okazała się być po prostu wyspą. Piach jak wszędzie indziej, woda raczej też, nie było sensu wchodzić do niej, żeby wiedzieć, że jest mokra. Znajdujący się nieopodal las też wydawał się zwyczajny. Taka zwyczajna zupełnie bezludna wyspa. I wszystko wskazywało, że bezludna była od początku swojego istnienia, a ludzie nie mają zwyczaju przeczesywać z zupełnie bezludnych wyspo w poszukiwaniu rozbitków. Ale przecież są jeszcze statki.
   - Jakieś statki muszą tędy przepływać – pomyślała na głos. - Niemożliwe, żeby nikt nas nie zauważył jeśli rozpalimy jakieś ogniska czy coś. Prędzej czy później ktoś nas znajdzie.
Trevor pokiwał głową, ale bez przekonania. Jak zawsze.
   - Miejmy nadzieję – powiedział pod nosem.
   - Nie bądź takim pesymistą. Przecież słyszeliśmy o wielu sytuacjach, w których udało się znaleźć rozbitków. Nie może być aż tak źle, że utkniemy tu na zawsze – nie mogła zrozumieć, czemu nie może, choć raz, starać się myśleć pozytywnie. Przecież nie było aż tak beznadziejnie.
   - A o ilu nieuratowanych rozbitkach słyszałaś? Ja nie wiele.
   Spojrzała na niego znowu rozgniewanym spojrzeniem. Faktycznie, Trevor czasami potrafił być energiczny i pełen werwy, ale to nie był jeden z tych dni. A te dni były faktycznie dość rzadkie. Teraz brał się do wszystkiego powoli, magazynując energię kosmiczną i mając jakiś plan, który dzielił tylko z samym sobą. A na początku wydawał się inny. Może bardziej zaradny? A może sama sobie go wtedy wyidealizowała do swoich potrzeb? Byłą jednak pewna, że tego wszystkiego sobie nie zmyśliła. Czasami zastanawiała się czemu przyjęła jego oświadczyny znając wszystkie jego wady. A mrukliwość była co najmniej frustrująca. W takiej sytuacji powinien być bardziej chętny do nawiązywania kontaktu. Victoria tego właśnie kontaktu potrzebowała do prawidłowego funkcjonowania. Na bezludnej wyspie była raczej poza swoją strefą komfortu.
   Spięła włosy w kucyk i ruszyła z powrotem do szałasu. Miała tam termos, który jakimś cudem znalazł się na plaży z pełną zawartością. W czasach niepowodzeń należy cieszyć się z małych rzeczy. Dzięki niemu nie musieli od razu szukać źródła wody, ale to było zadanie właśnie na dzień drugi. Oczywiście było to jasne dla wszystkich widzów programów poświęconych sztuce przetrwania w dziczy. A zarówno Trevor, jak i Victoria, do nich należeli.
   Przydatne rzeczy pojawiały się na plaży rzadko, ale kiedy już się pojawiały to mieli pewność, że pochodziły ze statku. Głównie wypływały resztki kadłuba czy inne metalowe, cięższe lub lżejsze kawałki. Czasami były to jakieś ubrania, walizki, buty, ale żadnych innych pasażerów. Statek był dość ciasno odsadzony, więc skoro przedmioty codziennego użytku znalazły drogę na powierzchnię, co stało się z ludźmi?
   - Dobra, no to co z wodą – zapytała w końcu Victoria.
   - No, trzeba będzie jej poszukać.
   Rudowłosa rzuciła mu kolejny raz zirytowane spojrzenie.
   Wiedziała, że jest wyjątkowo poddenerwowana zaistniałą sytuacją, ale i tak ciężko jej było myśleć o tym w ten sposób. Nie nadawała się do takiego stanu. Była z reguły pozytywna i pełna zapału, lecz wiedziała, że wyspa podda ją próbie. Brak cywilizacji mógł być zgubny nie tylko dla przyzwyczajeń, ale i dla psychiki. Nie chciała zwariować, chociaż z jej partnerem było to nadzwyczaj proste. Za to Trevor starał się nie myśleć o tym pod tym kątem w ogóle. Tak samo jak Victoria wiedział, że jedyne co może im pomóc to spokój, ale w ich towarzystwie tylko on potrafił ten spokój wykorzystać.
   Wyruszyli po wodę.
   Las wyrastający tuż za plażą ciągnął się daleko i najlepszą opcją znalezienia wody było podwojenie terenu poszukiwań. Najpierw szli razem w głąb wyspy, żeby potem odbić na wschód i zachód. Wszystko w każdą stronę było identyczne, jak to w lesie. Nigdy nie można być pewnym czy jeszcze się idzie właściwą trasą. Na szczęście w razie zgubienia wystarczyło iść cały czas z powrotem, bo z każdej strony lasu znajdowała się znana im plaża. A wyspa nie była duża.
   Victoria przechodziła kolejne strumyki, starając się nie zamoczyć, ani nie ubrudzić. Z reguły nie była specjalnie pedantyczna, ale w zaistniałych warunkach wolała zachować porządek w umyśle i na ciele. Jednak, pomimo że wiedziała że idzie w dobrą stronę, cały czas ją coś rozpraszało. Na początku nie miała pojęcia co to było. Może właściwie nic? Może już pojawiały się pierwsze halucynacje i inne oznaki odwodnienia? Tylko, że nie byli na wyspie dość długo, żeby być już odwodnieni. W końcu zauważyła co ją dekoncentruje.
Drzewa wydawały się jakieś inne.
   Kora była zbyt gładka, błyszcząca, zupełnie niepodobna do tych które widzi się w naturze. Brakowało oznak upływu czasu, nawet mchu. W tak czystym środowisku jak to powinno go być pod dostatkiem. Victoria zdziwiła się tymi faktami. Podeszła do jednego z drzew i, nie wiedzieć po co, zastukała w nie. Już wiedziała po co. Rozległ się dudniący odgłos uderzenia w metal.
   - To nie jest zwykła wyspa - powiedziała jakby do siebie.
   „Thank you, Miss Obvious” sama się skomentowała ironicznie, ale była zbyt zdziwiona, żeby pozwolić sobie na cokolwiek więcej.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz