niedziela, 31 marca 2013

Wielkanoc!


Ciemna sala wypełniona po publiką brzegi. Nagle wszędzie dookoła jaśnieje jaskrawe światła. Wchodzi wysoki mężczyzna w średnim wieku ubrany w nowiutki garnitur. W dłoni trzyma mikrofon. Rozlegają się brawa, gwizdy i inne wyrazy aprobaty.
Mężczyzna zaczyna mówić.
- Witam w wielkanocnym wydaniu naszego teleturnieju! Dziś zmierzą się ze sobą…


- Królik, czyli Trevor oraz kurczak, Victoria!
Brawa. Rozpoczyna się budząca napięcie muzyczna sekwencja programu. Uczestnicy starcia cały czas machają i kłaniają się w stronę publiczności. Trwa to plus minus pół minuty. Głos znowu zabiera prowadzący.
- Przypomnę zasady! Losuję pytanie, a nasza para będzie miała łącznie minutę na odpowiedź! Wygra ta osoba, która przekona do siebie publiczność! Musicie pokazać się od jak najlepszej strony! Widownia dostrzeże każdy wasz błąd!
Milknie, a z widowni znowu dochodzą oklaski. Trevor i Victoria siadają na stojących obok fotelach.
- Czas na pierwsze pytanie!
Mężczyzna sięga po pierwszą kartkę z pytaniem. Wszyscy wstrzymują oddech.
Co sądzicie o strzelaniu do wielkanocnych króliczków?
Victoria.
- To nie do przyjęcia! Jak każde zwierzę, zajączki muszą mieć swoje prawa! Nie można od tak strzelać do bezbronnych zwierząt! Według ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody nie można strzelać do przedstawicieli gatunków dziko żyjących. To niezgodne z prawem i niezgodne z naszą obywatelką odpowiedzialnością! Co robi rząd, żeby zatrzymać ten nierządny proceder? Czy kiedykolwiek choć słowem został przedstawiony ten problem? Nie! Władza udaje, że tego problemu nie ma!
Trevor.
- Czy jest takie zwierzę jak wielkanocny króliczek? Ja ewentualnie znam tylko króliki czy zające. W sumie, jak można strzelać do wielkanocnych zajączków skoro widzimy je tylko na bilbordach czy na jakichś ulotkach. No, chyba, że strzela się do bilbordów i ulotek. Ale to byłoby marnotrawstwem pocisków. Już lepiej jest celować do butelek. Choć z tej strony, żal trochę butelek. Chwila. *tu zerka na siebie* Przecież ja jestem wielkanocnym zajączkiem! Nie można strzelać do wielkanocnych zajączków!
Koniec czasu. Kolejne pytanie.
Jak obchodzisz Śmigusa Dyngusa?
Victoria.
- Zazwyczaj zasadzam się na moją rodzinę gdzieś za ścianą ze spryskiwaczem. Lubię w ten sposób atakować mojego młodszego brata, bo nigdy się mnie nie spodziewa. Biedny. A potem pojawiają się rodzice to zastępuje wodna wojna aż do momentu, gdy jedna ze stron się podda. Zwykle trzymamy się długo i dzięki temu zabawa jest lepsza. Szczególnie, że rzadko bywam w domu i nie mam okazji tak pozytywnie spędzać czasu. Między innymi za Dyngusa lubię święta Wielkanocne.
Trevor.
- Nie obchodzę Śmigusa Dyngusa. Jest za mokry. Tyle, że moi znajomi go obchodzą. I staję się ich mimowolną ofiarą. *tu wzdycha* Ale sam w sobie ten dzień nie jest zły.
Z czym kojarzy ci się Wielkanoc?
Victoria.
- Z miłą atmosferą, ze Śniadaniem Wielkanocnym i spotkaniami rodziną. Uwielbiam spotykać się z moją rodziną. Pozwolę sobie ich pozdrowić. *macha ręką do kamery* Moja mama piecze wyśmienite ciasto, które uwielbiamy. Nigdy nie zapomnę jak tata starał się jej pomóc i niechcący wysadził piekarnik. Co prawda, wywołał pożar, ale teraz miło wspominamy całą akcję. Albo kiedy brat znalazł skrytkę z czekoladowymi zającami. Jakież było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że ze słodkiego poczęstunku nic nie zostało! Zdecydowanie mam wiele sympatycznych wspomnień z Wielkanocy.
Trevor.
- Wielkanoc jest przyjemna. Ogólnie, spotkanie z rodziną i czas wolny od pracy. Jest miło. Nikt ci nie mówi, że masz beznadziejną pracę i mało zarabiasz. Przynajmniej, nie tak często.
Co sądzisz o komercjalizacji świąt?
Victoria.
- Uważam, że to nie jest za dobre zjawisko. Przez to zamazuje się właściwy przekaz świąt. Rodzina, miła atmosfera! Poza tym dzieci dostają zły wzorzec świąt. To nie odbywa się zawsze tak jak w najróżniejszych reklamach! Każda rodzina ma swoje własne tradycje i przyzwyczajenia. W tym całym zamieszaniu zacierają się niektóre granice między Wielkanocą, a Bożym Narodzeniem! Prezenty! Uważam, że to w grudniu powinien być czas dawania prezentów, a nie teraz. Zdaję sobie sprawę, że sklepy muszą zarabiać, ale nie kosztem biednych dzieci!
Trevor.
- Każdy musi jakoś zarabiać, więc nie wiem w czym jest problem. Komercjalizacja to chyba coś normalnego. Przecież sklepy starają się zarabiać i to normalne. O ile się nie mylę. Gdybym pracował w sklepie to byłoby mi to na rękę, że rodzice kupują dzieciom prezenty. Prezenty też są dzieciom na rękę. A rodzice powinni być szczęśliwi ze szczęścia swoich dzieci. W takim razie wszyscy są szczęśliwi i nie ma problemu.
Co sądzicie o związkach między zajączkami, a kurczaczkami?
Victoria.
- Tak! Trzeba być tolerancyjnym i popierać miłość międzygatunkową! Przecież jak można zabraniać dwóm zwierzętom wspólnego przeżywania życia. Jak tak można! Naród musi się zjednoczyć, żeby zajączkom i kurczaczkom żyło się jak najlepiej! Wolność! Harmonia! Feminiz… przepraszam. Rozpędziłam się. Ale trzeba uznać fakt, że… Zaraz! Sekunda! Nie ma żadnej ustawy legalizującej nawet związki między wewnątrzgatunkowe! Czy ktoś kiedykolwiek słyszał o związku kurczaczka z kurczaczkiem? Zajączka z zajączkiem? Czyżby rząd znowu ukrywał przed nami problemy? Czyżby znowu udawał, że nie ma takiego problemu jak związki pomiędzy kurczaczkami, zajączkami i kurczaczkami z zajączkami?! Pytam się! Co powie rząd?!
Trevor.
- Jak chcą to niech zawierają te związki. Każdy robi to co mu odpowiada. Mi nic do tego.
Koniec czasu!
Oklaski. Trevor i Victoria kłaniają się.
Widownia głosuje.
Prowadzący otrzymuje kopertę.
- Nagroda wędruje do…
Napięcie. I budząca napięcie muzyka w tle.
Napięcieeeeeeeeee.
- Victorii!

Za kulisami.
- W sumie, dlaczego wygrałaś? – pyta Trevor. – Ja starałem się dobrze wypaść, a ty tylko gadałaś.
- Nie mam pojęcia. Mówiłam tylko co mi w duszy grało. Może chodziło o mądrość moich słów? W końcu skończyłam prawo!
Wchodzi prowadzący.
- Ależ skąd. Po prostu publiczność nie nadążała za tym co mówisz i z góry założyła, że lepiej zagłosować na ciebie. A głosowanie na sympatycznego uczestnika to już stare dzieje, wyszło z mody. W ogóle nie prowokuje teraz ludzie będą oglądać więcej powtórek i zastanawiać się jakim cudem ona wygrała. – Mała przerwa. – A my będziemy na tym zarabiać.
Wszyscy wychodzą.

KONIEC :) 
Wesołych Świąt!

Mam nadzieję, że nie przesadziłem i wyszło w miarę sympatycznie. A na wszelki wypadek dodam jeszcze, że pytania nie miały na celu urażenia kogokolwiek. Po prostu to zbitek moich pomysłów lub pomysłów członków rodziny wspierającej mnie kiedy nie miałem pomysłu na kolejne pytanie ;P
I zamieszczę również taki mały bonusik, o którym każdy Polak ostatnio przynajmniej raz myślał :)

czwartek, 28 marca 2013

~ Odsiecz 07 ~ + ENG

Zapraszam do przeczytanie nowej strony!
English version is avaliable!
Są już święta i szykuję coś specjalnego. Nie napiszę co to będzie. Pierwszym powodem jest to, że zepsułoby to Wam niespodziankę, a po drugie dopiero to wymyślam :) I, żeby mieć więcej czasu na wymyślanie dziwnych rzeczy postanowiłem podzielić się z wami troszeczkę wcześniej nową stroną.


sobota, 23 marca 2013

Pora na Przygodę - Rozdział 3


Nowiutki rodział. Zapraszam do czytania.
W najbliższym czasie opublikuję rysunki do tego rozdziału. Postaram się, żeby były w miarę sympatyczne ;P 

***

Trevor szedł przez rynek miasteczka Wiecznych Wołów. Kupił tam nowy pokrowiec na Miecz, Którym Zabijano Smoki. W sumie, dostał go za darmo. Woły był dla niego bardzo przychylne, bo po drodze zgładził nękającego je smoka adwokackiego. Był w miarę prosty do zabicia, bo zamiast płomieniami ział protokołami. Lud ten nie umiał czytać ani pisać, więc kolejne protokoły były dla niego prawdziwą udręką.
Kiedy wychodził z miasta usłyszał oklaski, ale nie zatrzymał się. Od miejscowego przywódcy dowiedział się o dość uciążliwej bestii nękającej zaprzyjaźnione z nim plemię. Przydałoby się gada wykończyć. Nagroda za tę misję też była całkiem kusząca. I całkiem pieniężna.
Nawiasem, nikt nie wiedział nic na temat tajemniczego słowa „kotlet”. Trzeba było z tym poczekać na jakiś dogodniejszy moment.
Po godzinie wędrówki doszedł do góry, którą ponoć zamieszkiwał ów smok. Jedynym logicznym wejściem była widoczna zza niskich zarośli jaskinia. Kształtem przypominała wielkie drzwi. Dawało to dziwny efekt. Wszedł do środka. Na jej ścianach w równych odstępach porozmieszczane były pochodnie. Wzmagały one uczucie tajemniczości i mroku. Na końcu Blondyn dostrzegł olbrzymie drewniane wrota w złotej ramie. Podszedł do nich. Coś co nimi przechodziło musiało być większe niż przeciętny smok. I to całkiem sporo większe. Ale miał już kolekcji głowy równie wielkich poczwar.
Nagle przed nim pojawił się sięgający do jego ramion człowieczek z głową sowy.
- Aby przejść musisz odpowiedzieć na moją zagadkę! – zahukał. – Bez nóg nie ucieknie, bez rąk się nie wespnie, w panice przed czterema kłami celującymi w jego skórę. Co to jest?
Mężczyzna spojrzał dziwnie na sowogłowego. To co powiedział było tak co najmniej bez sensu, ale czego można się spodziewać po takich stworzeniach. Myśl, myśl pomyślał do siebie Trevor. Nie było to wcale takie proste. Jako łowca smoków miał zabijać gady, a nie zastanawiać się nad niezbyt filozoficznymi pytaniami. Czy dobrym pomysłem byłoby otwarcie bramy mieczem? Trudno powiedzieć jakie zaklęcia ją chroniły. Zadanie mogłoby być całkiem proste, ale z doświadczenia wiedział, że rzadko tak bywa. Przydałoby się odpowiedzieć. A najlepiej poprawnie. Zastanowił się. Czy coś mogłoby mu pomóc?
Jedna myśl nawiedziła jego stosunkowo pustą głowę.
- Kotlet – wypalił bez zastanowienia.
Człowiek-sowa spojrzał na niego dziwnie. Powoli pokiwał głową z jakby rozpaczą w oczach. Wyraźnie nikt wcześniej nie odgadł zagadki. Ubranie sowogłowego zajęło się ogniem. On krzycząc desperacko starał się ugasić płomienie, ale nie dało się. Spłonął żywcem. Zostały z niego tylko zwęglone kości. Trevor patrzył na tę sytuację będąc w szczerym szoku. Czyżby to była kara dla strażnika, że łamigłówka została rozwiązana? Mężczyzna zastanawiał się jednak nad czymś innym.
- Skoro umarł to kto mi teraz otworzy bramę? – powiedział do siebie z pretensją w głosie.
W tym samym momencie wrota się otworzyły.
- O! I po sprawie – ucieszył się.
Miło zaskoczony ominął zwłoki strażnika i wszedł przez wejście. Jego oczom ukazał się niezwykły widok. Znajdowały się przed nim całe góry złota. Góry, że aż góry złotych monet, posążki i inne wyznaczniki bogactwa. W sumie, trudno się dziwić. Smoki były bardzo chciwe i lubią gromadzić kosztowności. Choć nawet tu było ich bardzo dużo. Aż dziwne, że nikt go jeszcze nie obrabował. Zobaczenie złodzieja między złotymi kopcami nie mogło być łatwe. Trevor omijając kolejne kupki złota dostrzegł szkielet obwieszony prawie spalonymi ubraniami. Czyli już wiadomo co się stało ze złodziejami. Ale on miał Miecz, Którym Zabijano Smoki. Z nim nie powinno być większego problemu. Idąc dostrzegł coś dziwnego. Wyszedł na coś jakby złotą polanę, a w jej centrum znajdowała się fontanna tryskająca płynnym złotym. Takich cudów to on jeszcze nie widział. Tym razem z zupełnie ludzkich przyczyn pomyślał, że warto byłoby zabić tego smoka. Minął fascynujący obiekt i poszedł dalej. Swoją drogą, ta jaskinia była niepokojąco wielka. A otaczające go ze wszystkich stron złoto układało się w coś, jakby labirynt.
Minął zakręt i jego oczom ukazało się coś chorego. Czyżby gadzina miała coś w rodzaju obsesji? Zapewne. Przed nim stały dziesiątki złotych posągów księżniczek. I na pewno nie były to żywe oryginały, bo widać było ślady po kształtowaniu. Co ciekawe, były naprawdę podobne do prawdziwych księżniczek. Czyżby zrobił je smok z duszą artysty?
Nagle podłoże zaczęło się trząść. Trevor podbiegł z powrotem w stronę i schował się za jednym z niższych złotych kopców, żeby widzieć co chce wejść. Wrota powoli zaczęły się otwierać. Napięcie wzrastało, bo kroki były słyszalne, ale obiekt je wywołujący niekoniecznie. Wreszcie smok się pojawił. Mężczyzna patrzył zszokowany na jego, bądź, co bądź, zaskakujący wygląd.
Był mały, fioletowo-różowy z nieproporcjonalnie wielką głową. W sumie wyglądał jak smoczy bobas. Brama się zamknęła ze złowrogim skrzypnięciem.
Smoczek westchnął, podskoczył kilka razy w miejscu i wskoczył do znajdującego się obok złotego basenu. Było tam tyle złota, że blondyn nawet nie zauważył czegoś tak osobliwego jak złoty basen. Gad popluskał się chwilę i wyskoczył znowu na stały grunt. Robił coś co nie napawało Trevora spokojem wąchał. Całkiem zajadle wąchał. Zupełnie jakby poczuł coś czego poczuć nie powinien. Mężczyzna był pewien kogo. Jego. Było to tak oczywiste, że fakt, że smok odwrócił się w zupełnie innym kierunku tak wybił mężczyznę z równowagi. Wyskoczył ze swojej kryjówki i zaatakował jaszczurkę Mieczem, Którym Zabijano Smoki.
- A masz, maluchu! - krzyknął na niego Trevor.
Ten odwrócił się i zionął na niego monstrualnym płomieniem. Osłonił mieczem. Pomimo, że ostrze było ognioodporne to wyraźnie się nagrzało. Siła smoczka była wyraźnie niewspółmierna do jego wielkości. Mimo to mężczyzna rzucił się do ataku. Szybkim ruchem odciął gadowi wielki łeb. Było to aż zbyt łatwe. Ciałko upadło na złotą górę, a głowa leżała dwa metry dalej. Trevor zdziwił się tym jak łatwo zgładził stwora. Uśmiechnął się do siebie i szybko zaczął zgarniać złoto do kieszeni. Jedzenie trzeba za coś kupić. W końcu nie można za każdym razem biegać za potencjalnym posiłkiem.
- Schowaj się! - usłyszał za sobą kobiecy krzyk. - Szybko!
Odwrócił się nie mając zamiaru posłuchać rady. W jego kierunku biegła Victoria. Ucieszył się, ale jej mina wcale nie wyrażała radości. Była raczej zdenerwowana.
- Smok się regeneruje! - krzyknęła będąc już przy nim. - Musimy się schować.
- Co? - zdziwił się mężczyzna.
Zerknął na smocze zwłoki. Był jednak pewien problem. Smoczych zwłok nie było. Zamiast nich stał tam żywy smok. Trevor zerknął na Victorię i znowu na smoka.
- Co? - zdziwił się znowu.
Dziewczyna pociągnęła go za jedną z gór ze złota w ucieczce przed ognistym płomieniem. Na twarzy Trevora wciąż utrzymywał się lekko zszokowany wyraz. No dobrze, nie lekko. Victoria musiała go uderzyć w twarz, żeby odzyskał zmysły. Spojrzał na nią z wyrzutem.
- Co jest nie tak z tym… czymś? - zapytał.
- To smok nieśmiertelności. Nie można go zabić, bo może odnawiać swoje ciało - wyjaśniła pospiesznie.
- To jak go zabić? Czy masz zamiar mi powiedzieć, że nie da się go zabić - zapytał ironicznie Trevor.
Victoria zrobiła zmieszaną minę.
- Nie, niezupełnie - powiedziała. - Wiem, że można go zabić, ale nie mam informacji co do tego jak to zrobić. Moje zaufane źródła nie dały pewnych informacji.
Dookoła nich było naprawdę gorąco. Pewnie z powodu, że smok dalej atakował ich swoich ognistym oddechem. Aż dziwne, że taki mały stworek miał w sobie tyle siły. Wyglądało na to, że prze ciągu kilku minut uda mu się w całości roztopić ich złotą kryjówkę. Nie można było czekać aż gadzina dokończy dzieła. Według źródeł księżniczki zabicie go nie mogło być proste. W końcu był smokiem nieśmiertelności. Zaraz, chwila. Jakich źródeł? Skąd księżniczka mogłaby mieć jakiekolwiek źródła, które zdawały się być ściśle tajne?
- Jakie źródła? - zapytał ją.
Victoria westchnęła. Wyraźnie zastanawiała się nad tym czy powiedzieć mu czy nie. W takim razie musiało to być coś ważnego.
- Nie jestem zwyczajną księżniczką. Nie noszę korony z pewnego powodu - przerwała. - Jestem tak zwaną Księżniczką od Zadań Specjalnych. Współpracuję z Królestwem Prywatnych Detektywów, stąd moje informacje.
- Czemu mi to mówisz?
- W naszej obecnej sytuacji nie możemy mieć przed sobą żadnych tajemnic. Pierwsza zasada przetrwania.
Milczeli przez chwilę, a ich kryjówka coraz bardziej zaczynała znikać. Z jakiegoś powodu nie prosiła go, żeby też powiedział swoje tajemnice. Albo uznała, że nie ma on żadnych sekretów, albo wszystkie już znała. W końcu on też znał Prywatnych Detektywów. Musieli go prześwietlić zanim do nich zawitał. A współpraca z księżniczką musiała być ściśle tajna i dlatego nic o tym nie wiedział. Wszystko wyjaśnione zgrabnie i klarownie.
Zerknęli na siebie. Uśmiechnęli się do siebie, ale chwilę potem przypomnieli sobie o okolicznościach sprzyjających zwęgleniu. Dlatego uśmiechom trzeba było zaprzestać i zacząć myśleć logicznie.
- Trzeba coś szybko wymyślić - powiedział blondyn.
- Tak - potwierdziła Victoria tym razem tajemniczo się uśmiechając.
Doskonale wiedzieli co powinni zrobić. Albo raczej co im się wydawało, że powinni zrobić.

Reorganizacja wyglądu

Ostatnio zauważyłem, że mój blog w swoim "dynamicznym" widoku jest bardzo niewygodny. Przynajmniej dla mnie, ale jako, że jestem autorem to ja też powiienem wygodnie przedlądać to co publikuję. I stąd ta zmiana :)
Teoretycznie niewiele się zmieniło, tylko trochę unormalniłem wygląd. Sądzę, że jest lepiej.
I od tej pory strony komiksu będą mniejsze - powiększenie będzie pojawiało się po kliknięciu na miniaturę. Mam nadzieję, że nie będzie to jakoś specjalnie nieprzyjemna zmiana. Jeśli coś będzie wam nie pasowało to proszę napisać to w komentarzach.

***

Nowy rozdział Pory na Przygodę pojawi się jeszcze dziś lub jutro.
Zapraszam do czytania :)

piątek, 22 marca 2013

~Odsiecz 06~ + ENG

Muszę powiedzieć, że jestem wyjątkowo zadowolony z ostatniego obrazka. Spełnił wszystkie mojej pierwotne założenia i w miarę realistycznie wyszła mi trzymająca pistolet dłoń. Trochę czasu zajęło mi jej zaprojektowanie ;P

czwartek, 21 marca 2013

Artów ciąg dalszy - Pora na Przygodę

Cześć!
Wstawiam rysunki przedstawiające postacie z poprzedniej części opowiadania Pora na Przygodę. Tak naprawdę to tylko te w miarę kluczowe, bo nie widzę na razie sensu w rysowaniu wszystkich stworzeń (długopisian czy kaczuszek).
Na razie daję art przedstawiający Victorię z Krainy Ooo.
To księżniczka, ale nie ma korony. Ten motyw wyjaśnię w czwartej części opowiadania.
Drugi rysunek przedstawia smoka górskiego. Jestem bardzo zadowolony z tego projektu, całkiem sympatycznie mi wyszedł.
Kolejną postacią z drugiego rozdziału był Lodowy Król. Jemu nie robiłem osobnego art'a, bo jest to oficjalna postać i w Internetach z pewnością je znajdziecie. Za to umieściłem go w opisanej przeze mnie sytuacji. Przy okazji macie tu mniej więcej pokazane proporcje smoka na podstawie Lodowego Króla.
Na razie tyle.
Jutro kolejna strona mojej autorskiej Odsieczy. Zapraszam do czytanie :)

sobota, 16 marca 2013

Pora na Przygodę - Rozdział 2


Zapraszam do przeczytania nowiutkiego rozdziału!
To ciąg dalszy przygód Trevora w Krainie Ooo. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo wlałem w to większość mojej aktualnej weny twórczej :)

***

Trevor doszedł do kolejnego Królestwa. Minął je jednak, mimo, że był głodny, z powodu niepokojącej nazwy. Królestwo Rozkosznych Zajączków. Coś zbytnio urocza ta nazwa.
Problem polegał na tym, że zjawiskiem geograficznym znajdującym się za królestwem były góry. Całkiem wysokie góry. Nie było mowy, żeby do tych puszystych kreatur. Za nić w świecie. Do przekroczenia ośnieżonych wzniesień potrzebne były jakieś cieplejsze ubrania. Na szczęście kilka dni wcześniej postanowił nie postanowił pozbyć się zaklęcia ciepło-sfery. Wyciągnął z kieszeni skrawek papieru zapisany dziwnymi, runicznymi znakami. Napluł na niego i zmiął. Natychmiast wytworzyła się dookoła niego energetyczna kula, w której wnętrzu panowało przyjemne ciepełko. W tym stanie bez problemu wkroczył na zimny teren.
Blondyn szedł zadowolony owiewany ciepłym wiaterkiem przez obsypane śniegiem szczyty. Sfera szczęśliwie ochraniała go nie tylko przed temperaturą, ale też przed białym puchem i mroźnymi powiewami.
Będąc gdzieś tak w połowie drogi Trevor zobaczył coś niepokojącego. Ze szczytu jednej z wyjątkowo zaśnieżonych szczytów trysnął strumień ognia. Blondyn zadarł głowę, żeby zobaczyć co się dzieje. Zdawało mu się, że był to smoczy płomień. Wiedział, że jaszczury rzadko ziały ogniem tak bez powodu. Powodem mogło być to, że labo go zauważył, albo był zajęty kimś innym.
Mężczyzna wspiął się po skałach, żeby zobaczyć tę zapewne niecodzienną sytuację.
Zobaczył tam olbrzymiego śnieżnobiałego smoka ziejącego ogniem w jakiegoś długobrodego staruszka w niebieskiej sukience. Trevor myślał, że już po dziadku, ale ten ruchem ręki wywołał dookoła siebie lodową tarczę. To było dziwne.
- Oddawaj mi moją koronę, głupia jaszczurko! – krzyknął na gada.
A więc był królem władającym lodem. Nagle blondyna naszła pewna myśl. Temperatura przy Królestwie Rozkosznych Zajączków była zbyt wysoka, żeby nawet w pobliskich górach znajdowała się aż tak gruba pokrywa śnieżna. Ktoś musiał ją stworzyć. I tym kimś był ubrany na niebiesko staruszek. Widocznie rozwścieczony smok zabrał mu koronę. A sądząc po intensywności sporu chodziło o coś jeszcze.
Trevor przemknął się za walczącymi do znajdującej się za nimi jaskini. Jedno było jasne, w jej wnętrzu było bardzo ciemno. Mężczyzna po kilku krokach był pewny, że prostej linii z pewnością nie przejdzie. Wszędzie porozsiewane były stalaktyty i inne twory skalne. Po chwili oczy przyzwyczaiły się do ciemności i bez problemu omijał przeszkody.
Jego ręka zaczęła lekko drętwieć. Żeby zaklęcie ciepło-sfery działało musiał mocno ściskać skrawek papieru. Nie zwracał na to uwagi, miał ważniejsze rzeczy do roboty.
Doszedł do końca jaskini. W kącie coś dostrzegł. Kogoś dostrzegł. Siedziała tam skulona z zimna dziewczyna. Zdawało mu się, że nawet go nie zauważyła. Ręce trzymała w bardzo dziwnej pozycji. Jakby coś pisała. Kątem oka zerknął co tam tworzyła.
Zarzut: porwanie i uwięzienie.
Sprawca: Lodowy Król.
Sprawca pośredni: smok górski.
Zrobił zdziwioną minę. W tym momencie dziewczyna podniosła wzrok. Wcale nie zdziwiła się widząc sterczącego nad nią blondyna. Rzuciła mu tylko wyczekujące spojrzenie. Zdecydowanie nie zachowywała się jak typowa dama w opałach. Wstał i otrzepała się.
- Rób co powiem ci – powiedziała kpiąc sobie z poprawnego szyku zdania.
Trevor wzruszył ramionami. Było mu wszystko jedno.
- Zabierz mnie stąd najciszej możliwie i jak możesz najszybciej.
Cóż, konkretna z niej kobieta. Wziął ją na ręce i wyszedł cichaczem z jaskini. Było mu średnio wygodnie biorąc pod uwagę fakt, że wciąż trzymał skrawek z zaklęciem. O dziwo walczący nie zwrócili na nich uwagi, choć widok musiał być dziwny jak na szczyty gór. Był to też dziwne, bo smoki często porywają dziewczęta i zazdrośnie ich strzegą. Co do Lodowego Króla to nie znał jego zwyczajów.
Trevor powoli zsuwał się po zboczu góry. Dziewczyna milczała jak zaklęta. Zdawało mu się przez to, że jest zaprzeczeniem normalnej kobiety. Cały czas milczała!
Zeszli. Mężczyzna postawił ją na ziemi. Była w miarę wysoka, ale wciąż niższa od niego. Optycznie podwyższała ją bujna ruda fryzura. Było w niej też wiele trudnej do opisania energii, władczości. Na tę myśl nasunął mu się tylko jeden wniosek. Musiała być księżniczką jakiegoś dziwacznego zapewne królestwa.
- Poradzę sobie sama teraz – rzekła jakby do siebie.
- Zaraz – Trevor wydobył z siebie jakieś ludzkie odczucia. – Jak się nazywasz? Gdzie idziesz?
Przyjrzała mu się przenikliwie.
- Coś dużo pytań tych.
- Więc?
Westchnęła.
- Na razie nie mogę powiedzieć ci kim jestem. Za to mogę mówić normalnie.
Zawsze coś pomyślał.
Ze szczytu góry dobiegły ich dwa rozwścieczony odgłosy: ryk i krzyk. Prawie natychmiast na ścieżce, którą podążali Trevor z dziewczyną pojawiły się oba czarne charaktery. Mężczyzna zdziwił się. Skąd wiedzieli którędy iść? Czyżby ich widzieli? Nie. Musiało chodzić o ślady. Lodowy Król strzelił w nich lodowym pociskiem. Blondyn sięgnął po swój wielki miecz i odbił nim atak przeciwnika. Na widok jego ostrza smok zatrzymał się i zdębiał. Był to bowiem Miecz, Którym Zabijano Smoki. I to całkiem wredne smoki. Widać, ten poczuwał się do tego przymiotnika. A dobrze. Kolejna smocza głowa do kolekcji.  Mimo to smok otrząsnął się, żeby zionąć ognistym podmuchem. Trevor i dziewczyna schowali się przed atakiem za pobliskim głazem. Poczekali aż na chwilę na przerwę w działaniach wrogów. Wychylili się lekko, żeby określić swoje szanse strategiczne. Smoczyk i Lodowy król równocześnie atakowali ich kryjówkę ogniem i lodem. Nie dało się łatwo odeprzeć ich ofensywy. Łowca smoków poczuł, że ma pomysł. Wyszedł zza skały.
- Patrzcie! Za wami jest kontynentalny zjazd księżniczek!
Obaj z nadzieją spojrzeli za siebie. Niestety nie było tam nic. Pusto. Kiedy odwrócili się z powrotem też zobaczyli pustkę. I tak stali się ofiarami koronnego zagrania Trevora.
Blondyn i rudowłosa byli już daleko. Tym razem zacierali za sobą ślady, żeby znowu nie wpaść na złoli. Wyszli poza teren gór. Mężczyzna chciał wyrzucić już zużyty papierek z zaklęciem, ale ręka tak mu zdrętwiała, że nie był w stanie otworzyć dłoni. Trudno, może trzymać dalej. Nie, nie może. Siła woli sprawiła, że udała mu się ta niewykonalna sztuka upuszczenia papierowego skrawka.
- To było sprytne – uśmiechnęła się do niego dziewczyna.
- Dzięki – odparł przyglądając się jej.
- Nazywam się Victoria. Jestem księżniczką – odpowiedziała na jedno z jego poprzednich pytań.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej. Dziewczyna zdziwiła się, że to zrobił, bo do tej pory zachowywał tylko kamienny wyraz twarzy. A jednak miał mimikę.
- Jestem Trevor. Jestem łowcą smoków.
Patrzyli na siebie z uśmiechem. Ich romantyczną atmosferę przerywały dochodzące z daleka co jakiś czas wściekłe ryki smoka i Lodowego Króla.
- Musze teraz odejść. Sama. Nie możesz mi towarzyszyć, bo to bardzo delikatna sprawa – przerwała. – Ale uda ci się mnie znaleźć. Wystarczy ci do tego tylko jedno słowo.
Szepnęła mu je na ucho i odeszła wzdłuż linii granicy gór z zielenią. Trevor obserwował ją aż nie skręciła w odległą dróżkę. Potem sam poszedł w swoją stronę. I zastanawiał się nad tym co mu szepnęła. Nad tym jednym słowem.
Kotlet.

wtorek, 12 marca 2013

Art - Pora na Przygodę

Witam czytelników!
Jak wiadomo, rozpocząłem zacząłem nowy projekt związany z opowiadaniami. Będzie to w miarę rozbudowane działanie, bo pomysłów mam sporo i wciąż pojawiają się nowe. Mam nadzieję, że będzie się wam podobało, ale mam również nadzieję, że będziecie komentować. Jestem pewien, że mój sposób pisania ma w sobie wiele niedociągnięć i chciałby wiedzieć co wam się mogło nie spodobać.
Uznałem, że narysuję w komiksowym stylu mój starszy rysunek Trevora. Mimo, że wcześniejszy projekt upadł to sądzę, że nie powinno być problemu z wykorzystaniem poprzedniego designu. Tak nawiasem, tak miał początkowo wyglądać mój bohater.
Wyjątkowo zadowolony jestem z miecza, ale to tylko tak pobocznie.

Niespecjalnie udana praca komputerowa, ale i tak jestem z niej zadowolony. 

Teraz już tylko ołówkowy wygląd.
Tak naprawdę prawie nic tu nie zmieniłem. Poprzedni projekt sam w sobie był dobry, a wiadomo, że lepsze jest wrogiem dobrego i postanowiłem nic specjalnie nie dodawać. Sądzę, że wyszło to nad dobre.

Nowy rozdział już w tym tygodniu :)
Nie wiem do końca jak się wyrobię i w który dzień tygodnia, ale mam ciekawe pomysły. Mam nadzieję, że wam się spodobają.

sobota, 9 marca 2013

Pora na przygodę - Rozdział 1


W ostatnim poście wspominałem o opowiadaniach. Poniżej zamieściłem pierwsze :) 
To jest osadzone w Krainie Ooo z kreskówki Pora na Przygodę. Fabuła będzie rozpisana na 4, może 5, wpisów.
Miłego czytania.

***

Trevor szedł szybkim krokiem przez rozległą równinę. Słońce uporczywie prażyło mu kark. Nie było to miłe, szczególnie że na plecach niósł stosunkowo ciężki miecz. Naramienniki i nakolanniki też nie ułatwiały mu podróży. Nie miał jednak wyboru. Księżniczka Długopisów prosiła go, żeby coś dla niej załatwił. Teoretycznie miał wybór, ale gdyby odmówił pewnie kazałaby go zabić. Miał już doświadczenie z takimi pannami.. Już nie raz próbowały go wykończyć. Szczególnie Księżniczka Tasaków i Maczet. Ona to dopiero była ostra.
Wyglądało na to, że podróż miała być naprawdę ciężka. Widoczny w oddali las był widoczny tylko dlatego, że teren był w miarę płaski. W praktyce mogło to być jakieś dwadzieścia kilometrów. Jęknął znużony.
Miał przekazać wiadomość Księżniczce Piór Wiecznych, bo władczyni długopisian nigdy nie pozwoliłaby na kontakt jej poddanych ze swoim wrogiem. No i nie uznawała gołębi pocztowych. Na jej terenie nie miały one żadnych praw, podobnie jak inne mniejszości. Szkoda, bo wiele by to ułatwiło. Nie było jednak aż tak źle. Królestwo, do którego zmierzał, było tuż za Puszczą Śmierci Bolesnej. Dobrze byłoby, żeby przekroczenie lasu poszło w miarę bezproblemowo, ale kto wie.  Jeszcze nigdy nie był w tamtym miejscu.
Szedł i szedł. Że, akurat musiał opuścić go Skrzydlaty Plecak. Mógłby w ten sposób bardzo ograniczyć czas, ale nie było może, żeby go zatrzymał. Był to zakładnik Żab Sprawiedliwości, które też chciały latać, a nie mogły. Chciały wydusić z Plecaka jak to się robi. Powiedział im, że do tego potrzebne są skrzydła, a że one ich nie mają to postanowiły go zabić. Trevor uratował go i zwrócił rodzinie. Koniec retrospekcji.
Mężczyzna miał nadzieję, że las choć trochę się przybliżył, ale prawie wcale. Takie odległości są bardzo złośliwe.
Zwracając uwagę na ilość kilometrów Trevor postanowił, że da sobie spokój z nadmiernymi przemyśleniami i retrospekcjami, bo najprawdopodobniej mózg, by mu się przegrzeje.
Myślenie – stop!
Kiedy był już na miejscu Słońce zaczęło zachodzić. Mężczyzna usiadł pod jednym z drzew mając nadzieję, że ono go nie zje. Wydawało się być spokojnym drzewem. Zdrzemnął się pod nim jakieś piętnaście minut. Potem wstał. Udało mu się odzyskać choć trochę energii. W momencie wejścia do lasu Słońce zaszło już całkowicie.
Drzewa były upiorne, ale tylko trochę. Trevor znał drzewoludzi i po kilku krokach wiedział, wiedział, że na pewno ich tam nie ma. Mieli zwyczaj rzucania się z pazurami na swoje ofiary. Mimo, że nie były jednej z morderczych ras to las wciąż pozostawał niepokojący. Był zdecydowanie za cichy. Zupełnie jakby wszystkie zwierzęta ucichły lub nie żyły. Może lepiej byłby zostać przy pierwszej opcji. Szedł jednak przed siebie mając nadzieję, że przeżyje przeprawę.
Wiedział, że las jakiś wybitnie duży nie był. Przejście wzdłuż powinno trwać niecałe dwie godziny.
Nagle doszedł do niego odgłos szelestu. Odwrócił się pospiesznie. Stała za nim mała kaczuszka. Natychmiast sięgnął po krótki mieczyk.
- Czego ode mnie chcesz, maro nieczysta? – krzyknął na nią.
Nie odezwała się. Zza znajdujących się za nią krzaków zaczęły wyłaniać się kolejne żółtopióre stworzenia. Zdawało się, że nie mają końca. Trevor zrobił krok do tyłu pilnie je obserwując z wyciągniętym mieczem. Wtedy pojawiła się ostatnia kaczka. Miała na głowie złotą koronę.
- Zabijcie tę ludzką poczwarę – zakwakała władczo.
Nie zastanawiając się mężczyzna rzucił się do ucieczki przed chmarą żółtych, uroczych morderców. Biegnąc doszedł do wniosku, że ta niespodziewana sytuacja porządnie usprawni przejście lasu. No, o ile przeżyje. Miał nadzieję, bo wypatroszenie przez rój tysiąca kaczuszek nie był zbyt heroiczną śmiercią.
Ostatkiem sił wybiegł z lasu. Pościg dobiegł końca. Opierzeni oprawcy już go nie gonili. Opuścił ich terytorium. Szaleńczy biegł dobiegł końca. Nie został jakoś szczególnie poszkodowany, ale jedna z kaczuszek wgryzła mu się w piętę i trzeba było jakoś się jej pozbyć. Na szczęście wystarczyło ją tylko dziabnąć mieczykiem, żeby puściła i uciekła z powrotem do lasu.
Westchnął. Ruszył w mroku drogą wychodzącą z lasu, której jakimś cudem wcześniej nie zauważył. Po chwili dotarł do bramy zbudowanej z dwóch wielkich kałamarzy. Zastukał trzy razy. Z okienka na szycie jednego z kałamarzy wychylił się strażnik.
- W jakim celu się tu znalazłeś? – zapytał cierpko.
- Mam przekazać wiadomość Księżniczce Wiecznych Piór – odparł.
- Księżniczka śpi. Otworzę ci rano – dodał strażnik i wrócił do środka kałamarza.
Trevor stał przez chwilę dalej patrząc lekko zdziwionym wzrokiem w okienko. Czy to była gościnność Wiecznych Piór? Najwyraźniej. Usiadł przed bramą. Zdał sobie sprawę, że nie spał już dwie doby.  Opadł na plecy mając nadzieję, że żaden nocny stwór  nie postanowi się nim pożywić.
Odpłynął.
Obudził się ze świadomością ośmiu przespanych godzin. To uczucie bardzo mu odpowiadało. Szczególnie, że pewnie czekało jeszcze dużo roboty. Wstał i zapukał ponownie w bramę. Tym razem otwarła się od razu. Mieszkańcy wyglądali jak najróżniejsze stalówki czy kałamarze. Patrzyli na niego z niepokojem. Fakt, że do miasta zawitał wędrowny, blondwłosy wojownik nie napawał ich spokojem.
Skierował się do centrum miasta. Stał tam zamek w kształcie wielkiego, rozciągniętego w górę kałamarza. Z jego czubka wyrastała wysoka na kilkadziesiąt metrów czarna wieża. Z budynku wyszła Księżniczka. Wyglądała jak bardzo kształtna niebieska stalówka. Zmierzyła go podejrzliwie wzrokiem.
- Przysłała cię Długopiśnica, człowieku? – zapytała bez zbędnych ceregieli.
- Poniekąd – odparł mężczyzna. – Idę akurat tą trasą, więc poprosiła mnie, żebym coś przekazał.
- Czyli co, człowieku? – fuknęła na niego.
- Księżniczka Długopisów chce oficjalnie potwierdzić stan wojny.
Władczyni patrzyła na niego dziwnym wzrokiem. Odniósł wrażenie, że jej stalówkowa twarz wykrzywiła się w grymasie okrutnego uśmiechu.
- Z chęcią – mruknęła pod nosem. – A teraz wynoś się, człowieku.
Blondyn znowu zdziwił się manierami tego ludu, ale bez gadania opuścił nieprzyjemne miejsce.
Nie miał im za złe, że wyprosili go właśnie w ten sposób. Miał im za złe to, że nie zaproponowali mu żadnego jedzenia ani nic.  Za dwiema dobami bez snu szły też dwie doby bez jedzenia. To nie było miłe.
Jako, że był wędrownym łowcą smoków nie miał również specjalnych środków finansowych. Zwykle kiedy zabijał jakąś bestię to uciskany przez nią lud z chęcią wyposażał go w jakąś nową broń albo ofiarował pokarm. Ten zwykle był jadalny dla człowieka, ale nie zawsze. Wolał nie wspominać jak mieszkańcy pewnego bardzo uczynnego królestwa chcieli, żeby zjadł… No właśnie, wolał tego nie wspominać.

piątek, 8 marca 2013

~Odsiecz 04~ + ENG

Nowa strona!
Nawiasem dodam jeszcze pewną ważną informację. W najbliższym czasie zacznę publikować opowiadania o moich postaciach w różnych rzeczywistościach. Komiks będzie pojawiał się równolegle, co tydzień. Na razie trudno mi powiedzieć jaki będzie harmonogram publikowania opowiadań, bo dopiero zaczynam je pisać. 
Mam nadzieję, że wam się spodobają.
Najbliższe będzie umiejscowione w świecie z kreskówki Pora na Przygodę. Jest to w miarę znany tytuł, ale jeśli nie znacie to polecam obejrzeć na Cartoon Network lub w Internecie.

poniedziałek, 4 marca 2013

~Odsiecz 03~ + ENG

English version is now avaliable :)
Skaner przestał być na mnie zły, więc zamieszczam nowiutką stronę ;P
W ramach odkupienia win kolejna strona zostanie dodana w najbliższy piątek.

niedziela, 3 marca 2013

Komplikacje

Ostatnie problemy trochę się nasiliły. Nie mam dostępu do skanera i nie mam pojęcia jak długo może to potrwać. Ale kiedy już będzie to rozdziały będą pojawiać się trochę częściej.
Wybaczcie za kłopoty.
***
I have problems with my scaner. I can't post any pictures but in some time I hope that I will post them. And then I will post more than one page per week.
Sorry for problems.

piątek, 1 marca 2013

Dzień z życia glana/ A day in the life of combat boot


Niestety nie mam dziś dostępu do skanera, więc nie opublikuję dziś nowej strony, ale za to pokażę wam "opowiadanko". Miałem to opublikować z obrazkami, ale jak wspomniałem wcześniej, skanera nie mam. 
Ale mam nadzieję, że nie macie mi za złe takiego przejawu weny :) 
***
My new funny story about one day of combat boot. Sorry but it was impossible to add any pictures :( But I will post new page on Sunday.

Dzień z życia glana/ A day in the life of combat boot 

Glan wstaje.
Glan ścieli łóżko i idzie do łazienki.
Glan myje zęby.
Glan idzie do kuchni i robi sobie śniadanie.
Glan je śniadanie.
Glan włącza telewizor.
Glan ogląda Wiadomości.
Glan idzie do pracy.
Glan pracuje ciężko.
Glan denerwuje się na szefa.
Glan wraca do domu.
Glan dzwoni do swojej dziewczyny.
Glan spotyka się z nią w parku.
Glan idzie z nią na romantyczną kolację.
Glan wraca szczęśliwy do domu.
Glan włącza telewizor.
Glan ogląda Wiadomości.
Glan bierze wieczorny prysznic.
Glan kładzie się spać.

Combat boot wakes up.
Combat boot makes bed and goes to bathroom.
Combat boot washes up.
Combat boot goes to kitchen and makes a breakfast.
Combat boot eats the breakfast.
Combat boot turn on a TV.
Combat boot watches News.
Combat boot goes to work.
Combat boot works hard.
Combat boot gets angry to his boss.
Combat boot comes back home.
Combat boot calls his girlfriend.
Combat boot meets her in a park.
Combat boot goes with her to romantic dinner.
Combat boot comes back home happy.
Combat boot turn on a TV.
Combat boot watches News.
Combat boot takes a shower.
Combat boot goes to sleep.