Victoria zamknęła na klucz
drzwi do mieszkania. Miała nadzieję, że nikt nie włamie się do środka. Co
prawda było już kilka takich akcji a tej okolice, ale jej kamieniczka jeszcze
nigdy nie ucierpiała. Szczególnie, że jako pani detektyw zajmowała się
pobocznie sprawą włamań. Odwróciła się szybko. Przed nią znajdował się korytarz
wyłożony kiczowatą tapetą. Lubiła go, dawał jej pewne poczucie bezpieczeństwa.
Ale tym razem było jakby inaczej. Rozejrzała się jeszcze raz. Cały czas miała
wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Poprawiła torebkę wiszącą jej swobodnie na
ramieniu. Znajdowały się w niej najważniejsze rzeczy. Butelka wody, gaz
pieprzowy, apteczka i zestaw do makijażu. Szybkim krokiem skierowała się ku
wyjściu. Nikogo nie było i jej kroki rozbrzmiewały niepokojąco, jakby w pustce.
Odkąd mieszkała w tym budynku nigdy tak się nie czuła. Tak niepewnie. Była pod
drzwiami. Miała wyjść, ale coś ją znowu zaniepokoiło. Zerknęła za siebie.
Nikogo. Zwróciła się znowu w stronę drzwi.
- Aaa! - krzyknęła.
Przed nią stała kobieta w
czarnym kombinezonie. Miała żółty kask z kocimi uszkami. Dziewczyna wytrzeszczyła
oczy na ten lekki kontrast. Jeszcze nigdy nie widziała nikogo w tak ponurym
stroju i tak pozytywnym nakryciu głowy równocześnie. Najbardziej niepokoiło ją
to, że nie znała zamiarów nieznajomej. Mogła być zarówno zagubionym
przechodniem jak i seryjnym mordercą. Albo Bóg wie czym jeszcze.
- Kim jesteś? Czemu tu
stoisz? Śledziłaś mnie? - wypaliła od razu
nie mogą powstrzymać lekkiego rozdrażnienia.
Cisza dość ponura. Chwila,
tajemnicza osoba sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęła telefon i coś tam wystukała.
Było to co najmniej dziwne. Pokazała Victorii ekran.
‘Potrzebuję twojej pomocy’
było napisane.
Rudowłosa zdziwiła się.
Nie spodziewała się takiej prośby podobnie jak samego spotkania. Kiwnęła głową
na tak. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie miała pojęcia co powiedzieć.
Zwykle umiała jakoś zagadać, bo znała wszystkich na wylot. W końcu była
prywatnym detektywem. Ale teraz nie miała, żadnego punktu zaczepienia poza tym,
że kobieta musiała być niemową lub nie chciała zostać usłyszaną. Nie miała
pojęcia, który powód był lepszy. Ta, dalej bez słowa, podniosła ręce do kasku.
Powoli zdjęła go.
- Aaa! - krzyknęła
Victoria.
Kobieta nie miała głowy.
Dosłownie. Szyja kończyła się ostrym cięciem, z którego sączyło się
niezidentyfikowane „coś”. Wyglądało jak cień, ale czy faktycznie cieniem było…?
Trudno stwierdzić. Dziewczyna wzięła kilka wdechów na uspokojenie. Nie umiała,
jak jej chłopak, z kamienną miną przyjmować wszystkich zaskakujących sytuacji.
Trochę nie rozumiała go. Raz omal nie potrącił go samochód, a on zrobił tylko
krok w tył. Maszyna przejechała zaledwie kilka centymetrów przed nim. Nawet nie
wstrzymał oddechu. Tak, nie do końca go rozumiała, ale może to właśnie to w nim
ją urzekło. „Ach, Trevor” pomyślała. Wróciła do rzeczywistości. Tajemnicza
bezgłowa kobieta patrzyła na każdy etap przeżyć wewnętrznych rudzielca. Choć
słowo „patrzyła” jest trochę na wyrost. W końcu nie miała głowy. I znowu wystukiwała
coś na telefonie.
‘Gdzie znajdę kryjówkę
grupy przestępczej o nazwie Dullahan?'
Victoria spojrzała na
kobietę. Potem znów na ekran. A potem jeszcze raz na nią. To była jej tajna
sprawa. Ona nie miała prawa o niej wiedzieć! Choć z drugiej strony jako, że
sama w sobie była niemożliwa to mogła też wiedzieć rzeczy, o których niemożliwe
było żeby wiedziała. Tak, jest w tym sens.
- Jest ukryta w jednym ze
starych magazynów. Na uboczu. Nawigacja nie działa w tamtym rejonie, więc
nalezienie ich jest bardzo trudne - wyjaśniła szybko.
Nie wiedziała czemu, ale
powiedziała jej właśnie ściśle tajne informacje. Mimo to nie czuła się z tym
jakoś niewłaściwie. Bezgłowa wzbudzała w niej pewne uczucie spokoju. Zupełnie
jakby dobrze się znały. Jakby przegadały wszystkie możliwe tematy,
niekoniecznie formalne. Ta szybkim ruchem założyła swój żółty kask i wyszła z
budynku. Victoria ruszyła za nią. Stanęły przed sporej wielkości motorem, na
którym siedział mężczyzna w kitlu. Miał okulary i ubrany był we wspomniany
kitel. I z wyglądu na pewno był Japończykiem.
- Cześć, cześć - zagadał
po angielsku. Niby poprawnie, ale z azjatycką naleciałością. - Jestem Shinra.
Właśnie rozmawiałaś z Celty. Przedstawiła się? Jeśli nie, to nazywa się Celty.
Jest Jeźdźcem bez Głowy czyli Dullahanem. Jest cudowna, wiesz?
Słowa te zostały
wypowiedziane z szybkością lekko utrudniającą zrozumienie. Ale udało się jej.
Aura wokół przedstawionej Celty dawała uczucie, że ów Shinra nie pożyje długo.
Z jakiegoś powodu nic mu nie zrobiła. Rudowłosa szybko mu się przyjrzała. No
dobra, nie zrobiła mu nic poważnego. Sądząc po sposobie w jaki siedział to
prawdopodobnie ktoś przy umiarkowanej prędkości jady zepchnął go z motoru. I
ten ktoś stał obok niej. Zaraz, czym ona jest? Dillahanem?
- Chwileczkę! Muszę iść do
pracy! Mam klientów! Jeśli się nie pojawię to nie zarobię pieniędzy i nie będę
mogła kupić sobie jedzenia! - przypomniała sobie o tych drobnych szczegółach
Victoria.
- Teraz mamy ważniejsze
sprawy do roboty! Od tego może zależeć los mieszkańców tego miasta! A potem
całego świata! - uspokoił ją Shinra.
Rzuciła mu mordercze
spojrzenie. Celty, gdyby miała głowę, to pewnie też by to zrobiła. Albo czymś
by w niego rzuciła. Najlepiej czymś ciężkim, może być krzesłem. Celty wzruszyła
ramionami zupełnie jakby porzuciła wszelką nadzieję na możliwość normalności
chłopaka. Nagle rudzielec zdał sobie sprawę z pewnego drobiazgu. Skoro on
jeszcze żyje to oni muszą być parą! Nie ma innej opcji.
- No to sprawa jest
poważna, tak? - zaczęła Victoria. - Macie mapę miasta?
- Nie, byliśmy w sklepie,
ale nie pomyślałem o ty, że mapa mogła by być potrzebna…
- Czyli nie macie –
przerwała mu dziewczyna.
Nie pozostało jej nic
innego jak samodzielnie poinstruować Azjatę i jego bezgłową partnerkę. Motor był
na tyle wielki, że raczej chuda Victoria bez problemu usiadła za Celty, a za
nią samą zmieścił się jeszcze Shinra. Wszystko byłoby miło, już przyzwyczaiła
się do braku głowy kierowcy, gdyby nie motor rżący jak rozjuszony koń. Ale tym
razem nie krzyknęła. No, może drgnęła trochę mocniej i siedzący za nią Japończyk
nie zaliczył mało co kolejnego spadku z motoru. Roześmiał się tylko ze słowami,
że nic się nie stało. Choć po tym drobiazgu trzymał się jej jakby trochę
mocniej. Victoria kierowała bezgłową w coraz to bardziej ukryte uliczki. Nic
dziwnego, w końcu kryjówka gangu nie powinna być dostępna dla policji. Ona
znalazła ją czystym przypadkiem. Jakiś dzieciak ukradł jej torebkę. Goniąc go
znalazła się w nieznanym sobie rejonie. Co prawda, złapała chłopaka i odzyskała
swoją własność, ale nie wiedziała jak wrócić. A tamten i tak się zmył. Zanim
wydostała się znalazła tajemniczy magazyn. Trochę tajemniczy, bardziej
podejrzany. Więc zajrzała tam. Zobaczyła ściganego przez nią przestępcę, szefa
gangu Dullahan. Było to dosyć niespodziewane, to był za duży zbieg
okoliczności. Od początku była pewna, że nie mógł być do przypadek. Ten omal
jej nie zobaczył, ale zdołała uciec. Od tamtego czasu stale monitorowała
okolice magazynu. Na początku było tam lekkie zamieszanie. Migali jacyś zamaskowani
ludzie, ale po pewnym czasie zniknęli. Teraz nic się nie działo. Zupełnie
jakby porzucili to miejsce.
- Już – powiedziała do
Celty.
Tak zatrzymała motor,
który znów zaryczał jak koń. Zsiedli. Victoria rozejrzała się wypatrując
jakichkolwiek oznak życia. Nikogo nie było. Nikogo też się zresztą nie spodziewała.
- Jesteśmy kilka przecznic
od magazynu – poinformowała ich. – Tu nie powinniśmy zwrócić niczyjej uwagi.
‘Nikogo tu nie ma. To
dobrze?’ zapytała ją Celty znowu używając komórki.
- Mam nadzieję. Nikogo tu
nie było od bardzo dawna. Wątpię, żeby to miało się teraz zmienić – urwała. Jej
twarz przyjęła podejrzliwy wyraz, można też było wyczuć lekkie wyrzuty. – Kim jesteście?
Cisza. Shinra wydał się
być zakłopotany tym pytaniem i zaczął nerwowo się uśmiechać. Nie gadał. Mogło
to tylko znaczyć, że coś jest na rzeczy. Bezgłowa stała w bezruchu, jakby
czekała na kolejne pytania.
- Wiecie o sprawie, o
której wiem tylko ja. Znacie nazwę tajnej organizacji. Jeśli o nazwie mowa, Dullahan, to jak to możliwe, że jestem
tu teraz z prawdziwym? Nie jesteście nawet z Ameryki! Nie macie prawa wiedzieć
o tych wszystkich rzeczach. Nie zaprowadzę was tam dopóki nie dowiem się co
jest grane!
Cisza. Shinra już miał coś
powiedzieć, ale stało się coś niespodziewanego. Dobiegł ich huk burzonego muru.
Wszyscy (poza Celty, bo nie ma ona głowy) odwrócili się w stronę, z której
dobiegł odgłos. Nie zastanawiając się pobiegli tam szybko. Victoria patrzyła z
zaskoczeniem na to co zastali. W ścianie magazynu znajdowała się wielka dziura.
Stał w niej wysoki Japończyk, prawdopodobnie farbowany na blond. Miał
zakrwawione ręce zupełnie jakby dokonał tego aktu zniszczenia tylko nimi. Dyszał
jakby zaraz miał eksplodować. Z nieznanych powodów ubrany był w strój barmana. Ku
jej większemu zaskoczeniu za nim stał jeszcze ktoś. Niższy, ubrany w T-shirt i
jeansy blondyn.
- Shizuo! – krzyknął Shinra.
- Trevor! – krzyknęła Victoria.
Zaraz potem zdała sobie
sprawę, że cała jej mowa wzięła w łeb, bo i tak znaleźli się na miejscu. Cóż,
miała nadzieję na poznanie prawdy mimo wszystko jak najszybciej.
***
I jak? :) Jakieś komentarze?
Jak bardzo trzeba być zdesperowany żeby pod tekstem drobnym druczkiem pytać o komentarze ?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, to nie jest drobny druczek, a po drugie to jest raczej pytanie o opinię. Nikogo do pisania komentarzy nie zmuszam :)
Usuń