niedziela, 12 maja 2013

Durarara! - Rozdział 2


Victoria zamknęła na klucz drzwi do mieszkania. Miała nadzieję, że nikt nie włamie się do środka. Co prawda było już kilka takich akcji a tej okolice, ale jej kamieniczka jeszcze nigdy nie ucierpiała. Szczególnie, że jako pani detektyw zajmowała się pobocznie sprawą włamań. Odwróciła się szybko. Przed nią znajdował się korytarz wyłożony kiczowatą tapetą. Lubiła go, dawał jej pewne poczucie bezpieczeństwa. Ale tym razem było jakby inaczej. Rozejrzała się jeszcze raz. Cały czas miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Poprawiła torebkę wiszącą jej swobodnie na ramieniu. Znajdowały się w niej najważniejsze rzeczy. Butelka wody, gaz pieprzowy, apteczka i zestaw do makijażu. Szybkim krokiem skierowała się ku wyjściu. Nikogo nie było i jej kroki rozbrzmiewały niepokojąco, jakby w pustce. Odkąd mieszkała w tym budynku nigdy tak się nie czuła. Tak niepewnie. Była pod drzwiami. Miała wyjść, ale coś ją znowu zaniepokoiło. Zerknęła za siebie. Nikogo. Zwróciła się znowu w stronę drzwi.
- Aaa! - krzyknęła.
Przed nią stała kobieta w czarnym kombinezonie. Miała żółty kask z kocimi uszkami. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy na ten lekki kontrast. Jeszcze nigdy nie widziała nikogo w tak ponurym stroju i tak pozytywnym nakryciu głowy równocześnie. Najbardziej niepokoiło ją to, że nie znała zamiarów nieznajomej. Mogła być zarówno zagubionym przechodniem jak i seryjnym mordercą. Albo Bóg wie czym jeszcze.
- Kim jesteś? Czemu tu stoisz? Śledziłaś mnie? - wypaliła od razu  nie mogą powstrzymać lekkiego rozdrażnienia.
Cisza dość ponura. Chwila, tajemnicza osoba sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęła telefon i coś tam wystukała. Było to co najmniej dziwne. Pokazała Victorii ekran.
‘Potrzebuję twojej pomocy’ było napisane.
Rudowłosa zdziwiła się. Nie spodziewała się takiej prośby podobnie jak samego spotkania. Kiwnęła głową na tak. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu nie miała pojęcia co powiedzieć. Zwykle umiała jakoś zagadać, bo znała wszystkich na wylot. W końcu była prywatnym detektywem. Ale teraz nie miała, żadnego punktu zaczepienia poza tym, że kobieta musiała być niemową lub nie chciała zostać usłyszaną. Nie miała pojęcia, który powód był lepszy. Ta, dalej bez słowa, podniosła ręce do kasku. Powoli zdjęła go.
- Aaa! - krzyknęła Victoria.
Kobieta nie miała głowy. Dosłownie. Szyja kończyła się ostrym cięciem, z którego sączyło się niezidentyfikowane „coś”. Wyglądało jak cień, ale czy faktycznie cieniem było…? Trudno stwierdzić. Dziewczyna wzięła kilka wdechów na uspokojenie. Nie umiała, jak jej chłopak, z kamienną miną przyjmować wszystkich zaskakujących sytuacji. Trochę nie rozumiała go. Raz omal nie potrącił go samochód, a on zrobił tylko krok w tył. Maszyna przejechała zaledwie kilka centymetrów przed nim. Nawet nie wstrzymał oddechu. Tak, nie do końca go rozumiała, ale może to właśnie to w nim ją urzekło. „Ach, Trevor” pomyślała. Wróciła do rzeczywistości. Tajemnicza bezgłowa kobieta patrzyła na każdy etap przeżyć wewnętrznych rudzielca. Choć słowo „patrzyła” jest trochę na wyrost. W końcu nie miała głowy. I znowu wystukiwała coś na telefonie.
‘Gdzie znajdę kryjówkę grupy przestępczej o nazwie Dullahan?'
Victoria spojrzała na kobietę. Potem znów na ekran. A potem jeszcze raz na nią. To była jej tajna sprawa. Ona nie miała prawa o niej wiedzieć! Choć z drugiej strony jako, że sama w sobie była niemożliwa to mogła też wiedzieć rzeczy, o których niemożliwe było żeby wiedziała. Tak, jest w tym sens.
- Jest ukryta w jednym ze starych magazynów. Na uboczu. Nawigacja nie działa w tamtym rejonie, więc nalezienie ich jest bardzo trudne - wyjaśniła szybko.
Nie wiedziała czemu, ale powiedziała jej właśnie ściśle tajne informacje. Mimo to nie czuła się z tym jakoś niewłaściwie. Bezgłowa wzbudzała w niej pewne uczucie spokoju. Zupełnie jakby dobrze się znały. Jakby przegadały wszystkie możliwe tematy, niekoniecznie formalne. Ta szybkim ruchem założyła swój żółty kask i wyszła z budynku. Victoria ruszyła za nią. Stanęły przed sporej wielkości motorem, na którym siedział mężczyzna w kitlu. Miał okulary i ubrany był we wspomniany kitel. I z wyglądu na pewno był Japończykiem.
- Cześć, cześć - zagadał po angielsku. Niby poprawnie, ale z azjatycką naleciałością. - Jestem Shinra. Właśnie rozmawiałaś z Celty. Przedstawiła się? Jeśli nie, to nazywa się Celty. Jest Jeźdźcem bez Głowy czyli Dullahanem. Jest cudowna, wiesz?
Słowa te zostały wypowiedziane z szybkością lekko utrudniającą zrozumienie. Ale udało się jej. Aura wokół przedstawionej Celty dawała uczucie, że ów Shinra nie pożyje długo. Z jakiegoś powodu nic mu nie zrobiła. Rudowłosa szybko mu się przyjrzała. No dobra, nie zrobiła mu nic poważnego. Sądząc po sposobie w jaki siedział to prawdopodobnie ktoś przy umiarkowanej prędkości jady zepchnął go z motoru. I ten ktoś stał obok niej. Zaraz, czym ona jest? Dillahanem?
- Chwileczkę! Muszę iść do pracy! Mam klientów! Jeśli się nie pojawię to nie zarobię pieniędzy i nie będę mogła kupić sobie jedzenia! - przypomniała sobie o tych drobnych szczegółach Victoria.
- Teraz mamy ważniejsze sprawy do roboty! Od tego może zależeć los mieszkańców tego miasta! A potem całego świata! - uspokoił ją Shinra.
Rzuciła mu mordercze spojrzenie. Celty, gdyby miała głowę, to pewnie też by to zrobiła. Albo czymś by w niego rzuciła. Najlepiej czymś ciężkim, może być krzesłem. Celty wzruszyła ramionami zupełnie jakby porzuciła wszelką nadzieję na możliwość normalności chłopaka. Nagle rudzielec zdał sobie sprawę z pewnego drobiazgu. Skoro on jeszcze żyje to oni muszą być parą! Nie ma innej opcji.
- No to sprawa jest poważna, tak? - zaczęła Victoria. - Macie mapę miasta?
- Nie, byliśmy w sklepie, ale nie pomyślałem o ty, że mapa mogła by być potrzebna…
- Czyli nie macie – przerwała mu dziewczyna.
Nie pozostało jej nic innego jak samodzielnie poinstruować Azjatę i jego bezgłową partnerkę. Motor był na tyle wielki, że raczej chuda Victoria bez problemu usiadła za Celty, a za nią samą zmieścił się jeszcze Shinra. Wszystko byłoby miło, już przyzwyczaiła się do braku głowy kierowcy, gdyby nie motor rżący jak rozjuszony koń. Ale tym razem nie krzyknęła. No, może drgnęła trochę mocniej i siedzący za nią Japończyk nie zaliczył mało co kolejnego spadku z motoru. Roześmiał się tylko ze słowami, że nic się nie stało. Choć po tym drobiazgu trzymał się jej jakby trochę mocniej. Victoria kierowała bezgłową w coraz to bardziej ukryte uliczki. Nic dziwnego, w końcu kryjówka gangu nie powinna być dostępna dla policji. Ona znalazła ją czystym przypadkiem. Jakiś dzieciak ukradł jej torebkę. Goniąc go znalazła się w nieznanym sobie rejonie. Co prawda, złapała chłopaka i odzyskała swoją własność, ale nie wiedziała jak wrócić. A tamten i tak się zmył. Zanim wydostała się znalazła tajemniczy magazyn. Trochę tajemniczy, bardziej podejrzany. Więc zajrzała tam. Zobaczyła ściganego przez nią przestępcę, szefa gangu Dullahan. Było to dosyć niespodziewane, to był za duży zbieg okoliczności. Od początku była pewna, że nie mógł być do przypadek. Ten omal jej nie zobaczył, ale zdołała uciec. Od tamtego czasu stale monitorowała okolice magazynu. Na początku było tam lekkie zamieszanie. Migali jacyś zamaskowani ludzie, ale po pewnym czasie zniknęli. Teraz nic się nie działo. Zupełnie jakby porzucili to miejsce.  
- Już – powiedziała do Celty.
Tak zatrzymała motor, który znów zaryczał jak koń. Zsiedli. Victoria rozejrzała się wypatrując jakichkolwiek oznak życia. Nikogo nie było. Nikogo też się zresztą nie spodziewała.
- Jesteśmy kilka przecznic od magazynu – poinformowała ich. – Tu nie powinniśmy zwrócić niczyjej uwagi.
‘Nikogo tu nie ma. To dobrze?’ zapytała ją Celty znowu używając komórki.
- Mam nadzieję. Nikogo tu nie było od bardzo dawna. Wątpię, żeby to miało się teraz zmienić – urwała. Jej twarz przyjęła podejrzliwy wyraz, można też było wyczuć lekkie wyrzuty. – Kim jesteście?
Cisza. Shinra wydał się być zakłopotany tym pytaniem i zaczął nerwowo się uśmiechać. Nie gadał. Mogło to tylko znaczyć, że coś jest na rzeczy. Bezgłowa stała w bezruchu, jakby czekała na kolejne pytania.
- Wiecie o sprawie, o której wiem tylko ja. Znacie nazwę tajnej organizacji. Jeśli o nazwie mowa, Dullahan, to jak to możliwe, że jestem tu teraz z prawdziwym? Nie jesteście nawet z Ameryki! Nie macie prawa wiedzieć o tych wszystkich rzeczach. Nie zaprowadzę was tam dopóki nie dowiem się co jest grane!
Cisza. Shinra już miał coś powiedzieć, ale stało się coś niespodziewanego. Dobiegł ich huk burzonego muru. Wszyscy (poza Celty, bo nie ma ona głowy) odwrócili się w stronę, z której dobiegł odgłos. Nie zastanawiając się pobiegli tam szybko. Victoria patrzyła z zaskoczeniem na to co zastali. W ścianie magazynu znajdowała się wielka dziura. Stał w niej wysoki Japończyk, prawdopodobnie farbowany na blond. Miał zakrwawione ręce zupełnie jakby dokonał tego aktu zniszczenia tylko nimi. Dyszał jakby zaraz miał eksplodować. Z nieznanych powodów ubrany był w strój barmana. Ku jej większemu zaskoczeniu za nim stał jeszcze ktoś. Niższy, ubrany w T-shirt i jeansy blondyn.
- Shizuo! – krzyknął Shinra.
- Trevor! – krzyknęła Victoria.
Zaraz potem zdała sobie sprawę, że cała jej mowa wzięła w łeb, bo i tak znaleźli się na miejscu. Cóż, miała nadzieję na poznanie prawdy mimo wszystko jak najszybciej.

***
I jak? :) Jakieś komentarze?

2 komentarze:

  1. Jak bardzo trzeba być zdesperowany żeby pod tekstem drobnym druczkiem pytać o komentarze ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze, to nie jest drobny druczek, a po drugie to jest raczej pytanie o opinię. Nikogo do pisania komentarzy nie zmuszam :)

      Usuń